|
Zofia Gebhard ‒
Wyspa
Nawet jeżeli się nie wie, że przez lata projektowała stroje, które zdobywały medale na międzynarodowych pokazach, nawet jeżeli się nie widziało, jak chodzi ubrana, niczym element scenografii do własnej sztuki, po jej rysunkach i kolażach poznać, że jest stamtąd.
Żurnalowa
kreska, teatralne pozy, ekstrawaganckie
skojarzenia, szybki sznyt kontrafałdy, koronka
obok metalowej śrubki, płyta CD niczym mapa
kosmosu, błysk akwareli, przymglona sepia
fotografii ‒ gorsety, kapelusze, maski, dłonie.
Nie, nie dłonie, długie rękawiczki. Niczym
skrzydła wychylają się spoza passe partout,
wystają, powiewają.
A oto credo:
wyspa (a może statek?), której strukturę
tworzą zdjęcia rodzinne ukształtowane w jakiś
dziwny, wielopostaciowy organizm, a zarazem byt
osobny. Osobny wobec bezmiaru wody, po której
dryfuje. To znamienne wyznanie – jestem
podłączona, ale zarazem rozdzielna. Podążam
przed siebie, ale tęsknię.
Nostalgia jest nicią
i nutą. Krąży, osiada. Wsącza się i wysącza
z tych nagromadzeń pamięci i materii, które
Majka przeistacza w rysunki, kolaże, malunki,
płaskorzeźby. A właściwie w pełne mrocznego
uroku kompozycje z ziół, wrotyczu, jagód cisu,
szczypty chmielu...
W zaklęcia. |